wtorek, 23 lipca 2013

Zamość - miasto idealne

Parę dni temu, po kilku latach zajrzeliśmy do Zamościa.
Rynek wydał się jakiś mniejszy niż ongiś, kamieniczki - tudzież.
Tłumaczę to sobie faktem bywania w międzyczasie na wielkich, przyprawiających o agorafobię rynkach innych miast i w porównaniu z nimi Zamość mi zmalał.
Ale zmalał sympatycznie;-)
Jest taki akurat, taki - do ręki.
Olbrzymim plusem dla miasta jest posiadanie płuc. Miasto oddycha bardzo wyraźnie.
Lubelskie Stare Miasto dusi się w przestrzeni dawnych murów, wszak to tylko siedem hektarów, gdzie upchano na małej przestrzeni wszystko, co było do upchania.
Oczywiście wiemy dlaczego tak się stało, Zamość - miasto budowane na surowym korzeniu, Lublin - konieczność dostosowania się do trudnej topografii przy lokowaniu.
Kiedy siedzi się na kawie na Rynku Zamojskim, nic nie ogranicza.
Przepiękna przestrzeń idealnego rynku, przecudny ratusz wpleciony w szereg reprezentacyjnych budynków i zgrabne kamienice w pierzejach.
Zupełnie inna perspektywa niż u nas.
Gabarytowo przesadzony budynek Trybunału wprowadza duży dysonans zauważany przez lublinian i turystów.
To nic - swoje dziecko i tak się kocha, nawet jeśli nieco ułomne.
A do Zamościa warto wpadać na kawę, ale tylko pod warunkiem zrobienia wcześniej spaceru po tym, co widać i tym, co ukryte - a zwłaszcza tym.
To jeszcze jedna przewaga Zamościa nad Lublinem - wszystkie zaułki i podwórka przepięknie zagospodarowane, czyściutkie i ukwiecone.
Wielkie brawa dla Gospodarza miasta.


Wzdłuż każdej pierzei ciąg ogródków kawiarnianych


Po rynku przechadzają się turyści indywidualni, wycieczki oraz sam pan Prezydent Marcin Zamoyski ( niestety umknął mi z kadru) ;-)


Wachlarzowate schody dobudowane do ratusza w XVIII wieku


Kaplica Zamoyskich pw. Przemienienia Pańskiego (Ordynacka) – przy nawie ołtarza w katedrze; umieszczono tu miedzy innymi nagrobek z rzeźbą XIV ordynata - Tomasza F. Zamoyskiego;


"Zamość mój widzę idealny.." - kula nawiązuje do idealnego kształtu miasta, jaki nadał Zamościowi - Jan Zamoyski.Jestem na Rynku Wodnym


Na tle fortyfikacji


Jeden ze wspomnianych zaułków




Niedawno udostępniony park jest miejscem, w którym można odpocząć i uprawiać rozmaite sporty




No i zoo, co do którego mam bardzo ambiwalentny stosunek

W każdym razie zaplanowawszy wycieczkę na Lubelszczyznę nie można pominąć "Padwy Północy".
Z pewnością się nie zawiedziecie...

Zdjęcia własne

niedziela, 14 lipca 2013

W Lublinie człowiek się nie nudzi

Sezon ogórkowy?
Ależ skąd!
Zaryzykowałabym stwierdzenie, że wręcz przeciwnie, zwłaszcza w naszym mieście.
Pierwsza z brzegu - przypadkowa sobota :-)
Wychodzi człowiek, znaczy na ten przykład szeregowy przewodnik rano na miasto.
Jeśli akurat nie ma wycieczki, to ma na ten przykład dyżur u Dominikanów.
(więcej info w zakładce, która na dniach powstanie)


Dwie godziny dyżuru to oprowadzenie po kościele i klasztorze wielu osób z różnych miast, czasem krajów.
Wczoraj byli to turyści z Warszawy - pozdrawiam zwłaszcza dziewczyny, z którymi zderzałam się potem dzień cały na mieście (nawet w toalecie zamkowej) ;-)
Na koniec dyżuru - Lublinianki, widoczne wyżej na zdjęciu, zostawiły wpis w księdze skarbca.
Bardzo miło nam się chodziło, pewnie stąd ten wpis. :-)


Panie równie serdecznie pozdrawiam, zwłaszcza, że okazało się, iż mamy wielu wspólnych znajomych - nawet w branży przewodnickiej.

Po dyżurze chciałam pokazać rodzinie niedawno otwartą wystawę archeologiczną na Zamku.
Wrażenie robi już na wejściu. Reakcje turystów bardzo podobne - duże zaskoczenie widoczne w mowie ciała ;-)

Silikonowy pan jak żywy...


...w związku z tym, postanawiam się z nim zaprzyjaźnić

Po wielogodzinnym gadaniu i chodzeniu nachodzi nas ochota na kawę, kierujemy się ku Staremu Miastu.

Na tle Bramy Grodzkiej, przebudowanej przez Dominika Merliniego w 1785 roku w stylu klasycystycznym (ongiś - gotycka)

Niestety, dotarcie spokojnie na rynek na kawę u nas - nie jest takie proste. Na Złotej tłum.
Wystawiają etiudę teatralną o Złotniczance, „Pięknej Złotniczance” w reżyserii Łukasza Witta-Michałowskiego.
Zagrali: Przemysław Buksiński, Joanna Ginda, Remigiusz Jankowski, Dariusz Jeż oraz aktorzy Teatru Panopticum.
Zagrali rewelacyjnie, wciągając do gry publiczność oraz miejscowego "menela" :-)
Popatrzcie sami.

















Legenda o pięknej, płochej Złotniczance ( ponoć twórczyni ruchu jednokierunkowego ;-) jest niezwykle zajmująca. Kto ciekaw - zapraszamy do Lublina, opowiemy.

Zbudowani przepiękną inscenizacją pognaliśmy na kawę. Niestety mieliśmy tylko 20 minut, pierwsi gości schodzili się na następną inscenizację - Wesele Żydowskie.


Dziarskim krokiem zmierza nań prezydent naszego miasta - Krzysztof Żuk

W oczekiwaniu na finał Festiwalu „Śladami Singera” w Lublinie byliśmy świadkami przywołania dawnych obyczajów i rytuałów religijnych związanych z obchodami wesel żydowskich. Teatr Żydowski im. Estery Rachel i Idy Kamińskiej z oprawą muzyczną zespołu Lubliner Klezmorim wystawił inscenizację w Restauracji Mandragora.









Pogoda dopisała do pewnego momentu. Po piątej niebo zapłakało, weselnicy mimo to dzielnie trwali na miejscu.



Wycofując się do domu nie mogliśmy nie zasiąść na chwilę na Placu po Farze - magicznym pierwszym sercu Lublina.
Niektórzy wcinali lody z pobliskiej lodziarni.

W tle - widok na Wzgórze Zamkowe, budynki XIX - wiecznego więzienia oraz Donżon

Zmęczeni troszkę całym dniem wieczorem dotarliśmy do domu.
I tak praktycznie jest codziennie.
Sezon ogórkowy w Lublinie - w pełni. ;-)
Zapraszamy !

sobota, 6 lipca 2013

Wycieczki dziecięce

Dochodzę do wniosku, że lubię oprowadzać każdą grupę wiekową, a to z tego względu, że każda z nich dostarcza mi przeżyć innego rodzaju, czasem naprawdę niezapomnianych ;-)
Najniższy przedział wiekowy to klasy I - III.
Na swój użytek ukułam nawet nazwę na oprowadzanie dzieciaków.
Brzmi ona : wodzenie kurcząt.


Przed Archikatedrą Lubelską


oraz w środku...


Na czym polega owo wodzenie?
Otóż po wstępnym przywitaniu takiej grupy, kurczątka rozpoczynają zwykle batalię na temat, kto będzie szedł w pierwszej parze z panią przewodnik.
Zawsze staję bezradna wobec takowej batalii i kończy się na tym, że z jednej strony mam do ręki przewodnickiej doczepionych troje, w porywach - czworo kurcząt, do drugiej zaś - mniej więcej podobną liczbę.
Dodając do tego sprzęt przewodnicki, którym jestem obwieszona, czyli identyfikator dyndający, zestaw głośnikowy - dyndający jeszcze bardziej, wskaźnik laserowy, czasem parasol przeciwdeszczowy, przewieszona przez ramię torba - wyglądam dość interesująco przechadzając się uliczkami naszego miasta.


Przed Trybunałem na rynku Starego Miasta

Kurczątka mają jeszcze jedną niezwykłą właściwość.
Mimo, że uprzedzam pozostałe dzieciaki idące - teoretycznie - z tyłu, aby szły co najmniej metr za przewodnikiem,ZAWSZE przydeptują one buty przewodnika z częstotliwością raz na trzy sekundy.
Od marca do listopada przechadzam się w klapkach lub sandałach, jednak podczas wycieczek dziecięcych - z obawy przed nagłym upadkiem - wkładam nieco bardziej stabilne obuwie.


Najwęższa uliczka Starego Miasta - "Ku Farze" i kurczątka

Dzieciaki mają to do siebie, że ni stąd ni zowąd dopada je agorafobia na wysokościach i nie mogą zdecydować się czy iść do góry czy na dół.
Nauczona doświadczeniem wybieram raczej Donżon, niż Wieżę Trynitarską, ponieważ z Wieży trudniej się ewakuować.


We wnętrzu Wieży Trynitarskiej, gdzie mieści się Muzeum Archidiecezjalne

Wspomniałam o teoretyczności chodzenia kurczątek za przewodnikiem.
Powtarzane co kilka minut jak mantra zdanie - "za przewodnikiem" skutkuje działaniem wręcz przeciwnym.
Niewykluczone, że dzieci po swojemu pojmują przyimek "za". Niekoniecznie w sposób, w jaki ja byłam uczona w szkole.


Dziedziniec Zamku Lubelskiego.


Pani kwoka ze swoimi kurczątkami na schodach przed Zamkiem


Oraz mój autorski pomysł - odczarowywanie uroku, które dzieciaki złapały przy kamieniu nieszczęścia.

Kamień nieszczęścia, a raczej reakcja turystów na niego, to główny punkt wycieczki, który zdecydowanie różni grupy dorosłych i dzieci.
Dorośli na wieść, z czym mają do czynienia - odsuwają się natychmiast, wręcz odruchowo.
Dzieci - wręcz przeciwnie.
Namiętnie okupują kamień, kładą się na nim, siadają i skaczą bez żadnych zahamowań i obaw przed pechem.
No cóż - rośnie nam społeczeństwo, któremu obcy jest zabobon.
I chwała mu za to. :-)

Zdjęcia: Nauczyciele i Rodzice