wtorek, 21 października 2014

Przewodnik z Lublina i dwa Pawły Ruszle

Z cyklu: Cuda i zadziwienia przewodnickie - historia, która przydarzyła mi się kilka dni temu.
Oprowadzam sporą grupę osób dorosłych, w której jest tylko jeden młody człowiek.
Standardowa wycieczka, podczas której robimy spacer po Starym Mieście, włączając w to - rzecz jasna - kompleks dominikański.
Wchodzimy na wystawę "Klasztor w sercu miasta", gdzie zawsze zatrzymuję się przy portrecie XVII - wiecznego przeora Domninikanów, opowiadam o tym niezwykłym zakonniku oraz przytaczam legendę z nim związaną.




Nie wiedzieć czemu w ostatnią niedzielę praktycznie "zignorowałam" grupę i słowo o przeorze skierowałam do owego młodego człowieka właśnie...i tylko do niego.
Odzywam się w te słowa:
- Chciałam Ci przedstawić ojca Pawła Ruszla...
Nagle widzę konsternację w grupie, wręcz osłupienie :-)
Za chwilę mama owego młodego człowieka wyjaśnia powód całego zamieszania.
Otóż okazuje się, że chłopiec, któremu tak bardzo chciałam opowiedzieć o przeorze, nosi takie samo imię i nazwisko jak ów XVII - wieczny zakonnik.


Przedstawiam Wam współczesnego Pawła Ruszla
Czyżby szedł w ślady swego poprzednika? :-)


Pozdrawiam Cię Pawełku, dziękując za asystenturę podczas wycieczki po Lublinie :-)


Podanie o ojcu Ruszlu

Ojciec Ruszel był człowiekiem o wielkim miłosierdziu i rozumie. Jako dobry i pobożny dominikanin cieszył się poważaniem wśród współbraci, a także mieszkańców Lublina. Już za życia uważano go za świętego. Po śmierci, w tajemniczych okolicznościach zniknęło jego ciało. W następstwie tego zdarzenia działy się nadprzyrodzone zjawiska, niezrozumiałe dla ludzi. Duch ojca Ruszla zaczął nawiedzać klasztor. Z czasem, cień ludzkiej postaci odprawiającej mszę lub grającej na organach w kościele oo. Dominikanów nikogo już nie dziwił.

Gdy po prawie 250 latach kościół został zajęty przez władze rosyjskie, rozkładającą ręce zjawę ujrzał również jeden z żołnierzy. Nie wahając się, strzelił do niej, a ta zniknęła za ścianą. Na polecenie komisji śledczej odmurowano ścianę i wtedy też znaleziono szczątki ojca Ruszla. Jasne stało się wtedy, że braciszkowie zainscenizowali wniebowzięcie dominikanina by podnieść jego cnoty. Widocznie, pokorna dusza ojca Ruszla przez wszystkie lata chciała ujawnić prawdę. Z chwilą odmurowania ściany zjawa więcej się nie ukazała.