sobota, 6 lipca 2013

Wycieczki dziecięce

Dochodzę do wniosku, że lubię oprowadzać każdą grupę wiekową, a to z tego względu, że każda z nich dostarcza mi przeżyć innego rodzaju, czasem naprawdę niezapomnianych ;-)
Najniższy przedział wiekowy to klasy I - III.
Na swój użytek ukułam nawet nazwę na oprowadzanie dzieciaków.
Brzmi ona : wodzenie kurcząt.


Przed Archikatedrą Lubelską


oraz w środku...


Na czym polega owo wodzenie?
Otóż po wstępnym przywitaniu takiej grupy, kurczątka rozpoczynają zwykle batalię na temat, kto będzie szedł w pierwszej parze z panią przewodnik.
Zawsze staję bezradna wobec takowej batalii i kończy się na tym, że z jednej strony mam do ręki przewodnickiej doczepionych troje, w porywach - czworo kurcząt, do drugiej zaś - mniej więcej podobną liczbę.
Dodając do tego sprzęt przewodnicki, którym jestem obwieszona, czyli identyfikator dyndający, zestaw głośnikowy - dyndający jeszcze bardziej, wskaźnik laserowy, czasem parasol przeciwdeszczowy, przewieszona przez ramię torba - wyglądam dość interesująco przechadzając się uliczkami naszego miasta.


Przed Trybunałem na rynku Starego Miasta

Kurczątka mają jeszcze jedną niezwykłą właściwość.
Mimo, że uprzedzam pozostałe dzieciaki idące - teoretycznie - z tyłu, aby szły co najmniej metr za przewodnikiem,ZAWSZE przydeptują one buty przewodnika z częstotliwością raz na trzy sekundy.
Od marca do listopada przechadzam się w klapkach lub sandałach, jednak podczas wycieczek dziecięcych - z obawy przed nagłym upadkiem - wkładam nieco bardziej stabilne obuwie.


Najwęższa uliczka Starego Miasta - "Ku Farze" i kurczątka

Dzieciaki mają to do siebie, że ni stąd ni zowąd dopada je agorafobia na wysokościach i nie mogą zdecydować się czy iść do góry czy na dół.
Nauczona doświadczeniem wybieram raczej Donżon, niż Wieżę Trynitarską, ponieważ z Wieży trudniej się ewakuować.


We wnętrzu Wieży Trynitarskiej, gdzie mieści się Muzeum Archidiecezjalne

Wspomniałam o teoretyczności chodzenia kurczątek za przewodnikiem.
Powtarzane co kilka minut jak mantra zdanie - "za przewodnikiem" skutkuje działaniem wręcz przeciwnym.
Niewykluczone, że dzieci po swojemu pojmują przyimek "za". Niekoniecznie w sposób, w jaki ja byłam uczona w szkole.


Dziedziniec Zamku Lubelskiego.


Pani kwoka ze swoimi kurczątkami na schodach przed Zamkiem


Oraz mój autorski pomysł - odczarowywanie uroku, które dzieciaki złapały przy kamieniu nieszczęścia.

Kamień nieszczęścia, a raczej reakcja turystów na niego, to główny punkt wycieczki, który zdecydowanie różni grupy dorosłych i dzieci.
Dorośli na wieść, z czym mają do czynienia - odsuwają się natychmiast, wręcz odruchowo.
Dzieci - wręcz przeciwnie.
Namiętnie okupują kamień, kładą się na nim, siadają i skaczą bez żadnych zahamowań i obaw przed pechem.
No cóż - rośnie nam społeczeństwo, któremu obcy jest zabobon.
I chwała mu za to. :-)

Zdjęcia: Nauczyciele i Rodzice