poniedziałek, 16 lipca 2018

Przewodnik z Lublina i nauczyciele, czyli przewodnickie zmęczenie materiału



















Wśród braci przewodnickiej pokutuje przekonanie, że najtrudniejszym profilem zawodowym do oprowadzania są nauczyciele.
Można by się zastanawiać nad powodami i z pewnością by się jakieś znalazły,
ja jednak nie lubię generalizować i może właśnie dlatego trafiają mi się grupy z reguły naprawdę sympatyczne, energetyczne i życzliwie nastawione do świata.

Owszem, trafiają się z rzadka nieco mniej - ujmując to kolokwialnie - otwarte, lecz wynika to raczej z geograficznej mentalności. Tak sądzę. :-)



















Ta uwieczniona na zdjęciach około - zielonogórska pedagogiczna gromadka świeciła dobrą energią.
Właściwie niemal wszystko im pasowało, wszystkim się cieszyli, uśmiechy praktycznie z twarzy im nie schodziły.
Bez pretensji, marudzenia, jęczenia i fochów zaliczali kolejne punkty bogatego programu.

Lecz przede wszystkim z  poczuciem humoru wpadki przewodnickie przyjmowali, z których jedną pozwolę sobie tu przytoczyć.



















Stoimy sobie grzecznie na dziedzińcu lubelskiego muzeum, opowiadam o Kaplicy Św. Trójcy, która w swoim czasie zajęła szóste miejsce w rankingu National Geografic na Siedem Nowych Cudów Polski.
W tym samym czasie miejsce pierwsze zajęła Kozłówka - mówię.
Sugeruję, rzecz jasna, Państwu odwiedzenie tej pięknej posiadłości państwa Zamoyskich - mówię.

Grupa nieco skonsternowana patrzy na mnie i mówi:

- Ależ pani Beatko...Przecież byliśmy tam z panią wczoraj!!!!






















Ups!!!!
No cóż ...
Przewodnik też człowiek i swoją limes ma.
Nauczyciele też ludzie i wyczerpanie zawodowe potrafią zrozumieć, zwłaszcza, że rok szkolny przed chwileczką zakończyli :-)

Grunt, że wszystko dobrze się skończyło, grupa pojechała do dom, miłe wspomnienie po sobie zostawiając.

Nie taki nauczyciel straszny, jak go malują.

Zwłaszcza, że przewodnik też nauczyciel :-)